Dzisiejszy post będzie nieco inny od tych, które pojawiały się na blogu do tej pory. Rozpocznie on też nowy cykl, który nazwałam "Z życia copywritera". Co w nim będzie? Wszystko! :) A dokładniej mój punkt widzenia na ten właśnie zawód.
Dlaczego postanowiłam o tym napisać? Bo sama jestem copywriterem. A przynajmniej formalnie mogę się nim tak nazywać od 6 miesięcy. Zacznijmy od tego, kim jest copywriter? Bo jak się okazuje, nie wszyscy wiedzą co to za zawód.
Copywriter to osoba, która jest odpowiedzialna za tworzenie tekstów. Jak to określiłam w swoim portfolio "zajmuję się wszystkim, co ze słowem pisanym związane". Oznacza to, że piszę artykuły sponsorowane, artykuły eksperckie, teksty na blogi, opisy do katalogów, opisy produktów. To są moje konkretne zajęcia, ale copywriter zajmuje się też redakcją treści do broszur, folderów, ulotek, newsletterów, wymyśla hasła reklamowe, pisze notki prasowe. Po prostu pisze. Część osób, która nie zna specyfiki tego zawodu, próbuje go podciągnąć pod dziennikarstwo. Niesłusznie. Bo dziennikarze nie piszą tylu tekstów, ile pisze copywriter. Do tego to, co ja napiszę dla klienta, nie jest podpisane moim nazwiskiem. O stawkach za tekst już nawet nie będziemy wspominać - to temat na oddzielny wpis.
W zeszłym roku byłam stażystką w agencji PR. Poproszono mnie o napisanie krótkich artykułów, które trafią do folderów promocyjnych nowego produktu. Jakiś czas później przyszły foldery, a ja z dumą spojrzałam na stworzony przeze mnie tekst. Ale tylko przez chwilę, bo nigdzie nie było wspomniane moje nazwisko. Bardziej jednak mnie rozzłościł fakt, gdy poproszono mnie o napisanie tekstu eksperckiego, który trafił do magazynu dystrybuowanego przez jedną z sieci hipermarketów. Otwieram gazetkę - jest! Mój artykuł! A obok informacja "autorem tekstu jest pani doktor XY - specjalizuje się w...". Zaraz, że niby kto?! No właśnie, nie ważne że ja napisałam tekst, ważne, kto za niego zapłacił. Ale tak to już czasem bywa w tym zawodzie. Jednak jest mi trochę przykro, bo to były pierwsze moje teksty, które zostały wydrukowane (tych, które drukowałam dla babci nie liczę ;) ).
Obecnie współpracuję z firmą, która zajmuje się optymalizacją stron i marketingiem internetowym. Dla nich piszę 80 tekstów miesięcznie i żadnego z nich nigdy nie ujrzę ze swoim nazwiskiem. Ale powiem Wam, że czasem to dobrze. Bo jak spojrzałam, na jakich niszowych portalach są one zamieszczane, to wcale się nie dziwie, że mało kto je czyta. Nie będę Wam przytaczać ich nazw, bo szkoda im robić reklamy. Te serwisy są naprawdę mało wartościowe, a ich zawartość to głównie płatne teksty sponsorowane.
To, co jest świadectwem i dowodem na doświadczenie i umiejętności copywritera, to jego teksty. Jeśli nie ma nigdzie jego nazwiska, to trudno jest udowodnić, że to właśnie on dany tekst napisał. To duży problem, bo jak nie ma poświadczenia jego pracy, to nie stworzy własnego portfolio, które jest bardzo przydatne, a wręcz niezbędne. I dlatego będzie on musiał wiecznie pisać teksty próbne dla potencjalnych pracodawców.
Mam nadzieję, że trochę przybliżyłam Wam zawód copywritera, i że będzie wracać po kolejne wpisy z tej serii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz