sobota, 7 lutego 2015

Mój największy sukces

Kiedy zobaczyłam, że Kasia z bloga Po sukces na szpilkach proponuje nam wszystkim podzielenie się swoimi sukcesami, stwierdziłam, że nie mogę tego przegapić i od razu postanowiłam dołączyć do projektu. Idea jest bardzo prosta: wystarczy opisać swój największy sukces życiowy. Nie ważne co to jest. Może to być założenie działalności, może być zdanie matury albo też znalezienie wymarzonej pracy. Grunt, żebyśmy to my sami uznali to za nasz sukces. Więcej o całej akcji przeczytanie TUTAJ.



Zacznę od prostego wyjaśnienia, dlaczego ja postanowiłam podzielić się z Wami swoimi sukcesami. Otóż dlatego, że przez cały czas myślałam o sobie bardzo negatywnie. Aż w końcu zaczęły do mnie docierać głosy, że ludzie mnie "podziwiają". Za co? Już tłumaczę.

Rok 2013 okazał się dla mojego życia przełomowy, a jednocześnie zapewnił mi maksymalną jazdę na karuzeli. Raz było dobrze, raz było źle. Z moich prywatnych sukcesów: miałam piękny ślub i równie piękną podróż poślubną na Wyspy Kanaryjskie. Lepiej wymarzyć sobie nie mogłam. Był to też rok, kiedy na 3 miesiące przez powiedzeniem "TAK", obroniłam tytuł magistra i w ten sposób zyskałam wykształcenie wyższe. Czekałam na ten moment wiele lat i robiłam wszystko, żeby moja obrona odbyła się jeszcze w czerwcu. Dopięłam swego i później mogłam zająć się ostatnimi przygotowaniami do ślubu. Niestety, nie zawsze jest różowo. Otóż pracowałam od 2 lat w prywatnej przychodni jako recepcjonistka. Później awansowałam i zajmowałam się papierologią przy badaniach klinicznych. Lubiłam tą pracę, choć nie zawsze było łatwo. Kiedy wiedziałam, że tym się mogę i chcę zajmować, poszłam do szefowej i zapytałam, czy znajdzie się dla mnie miejsce na stałe. Szefowa szczęśliwa, że chce zostać, że nie musi nikogo zatrudniać powiedziała, że przemyśli sprawę i zaproponuje mi warunki. 2 tygodnie przed obroną...dostałam wypowiedzenie. Zamiast mnie zatrudniono całkiem nową dziewczynę, na umowę o pracę. Mi zaproponowano "dodatkowe zlecenia na umowie o dzieło, kiedy będę potrzebna, ale pod warunkiem, że będę dyspozycyjna przez cały czas". Traciłam w jednym momencie wszystko, bo moje wypowiedzenie obowiązywało do dnia obrony. Płakałam, krzyczałam. Jednego dnia straciłam pracę i ubezpieczenie zdrowotne. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Łapałam się różnych prac i znalazłam nawet pracę dosyć szybko. Ale była ona tak męcząca psychicznie, że po 3 miesiącach wolałam bezrobocie. I tak w nim trwałam od listopada 2013 do kwietnia 2014. W międzyczasie zaczęliśmy chodzić z mężem na siłownię, żeby zadbać o siebie. I nagle mi się przypomniało, jak kiedyś powiedziałam sobie, że zostanę instruktorem fitness. Zobaczyłam cel w swoim życiu. Stwierdziłam, że skoro mam kartę sportową, to będę chodzić na różne zajęcia i próbować wszystkiego, aż osiągnę odpowiednią formę i będę mogła pójść na szkolenie. Zwłaszcza, że okazało się, że moje wykształcenie wcale mi pracy nie zapewni.

W trakcie bezrobocia znalazłam zajęcia Bokwa Fitness. Zakochałam się w nich od razu! Jak tylko zobaczyłam, że jest organizowane szkolenie, zdecydowałam się. Co prawda chwilę się wahałam, ale w końcu w maju pojechałam do Krakowa na szkolenie. W międzyczasie szukałam pracy i dostałam się na staż do agencji PR. Za 3 miesiące i 480 przepracowanych godzin zapłacono mi 1300 złotych netto. Zaoferowano mi nawet jego przedłużenie, ale nie zdecydowałam się. Ale już w trakcie stażu zaczęłam prowadzić zajęcia Bokwa. Po pierwszych zajęciach pokazowych, kiedy zobaczyłam spocone i zadowolone panie, byłam przeszczęśliwa. Dostałam propozycję dalszej współpracy i w klubie zostałam. Dlatego nie żal mi było odchodzić ze stażu. Zwłaszcza że 2 tygodnie później, znalazłam pracę jako copywriter. Z pensją niedużo przekraczającą minimalną krajową, ale była to praca w zawodzie. Niestety, na umowie o dzieło. Ale ja dalej trwałam w swojej Bokwie i się nie poddawałam, choć nie zawsze było łatwo. Polska jest krajem bardzo zamkniętym na nowości i kluby fitness, nie znając danego programu, rzadko kiedy decydują się wprowadzić coś nowego. Ale nie poddawałam się i starałam się cały czas. W pewnym momencie poczułam, że moje życie nareszcie się ustabilizowało. Miałam pracę w zawodzie i miałam swój fitness, o którym od dawna marzyłam. Jeździłam na różne eventy, konwencje, maratony fitness. Czułam się w swoim żywiole. Copywriting również był moim spełnieniem. I tutaj nie będę się już bardzo rozpisywać, jak przebiegała cała współpraca przy tym stanowisku, ale ostatecznie, w zeszłym tygodniu, dowiedziałam się, że nie mam wyboru, i że zmniejszają mi zlecenie o połowę, a tym samym i moje wynagrodzenie. Dlaczego? Bo zatrudniono 3 darmowe stażystki. Znów ryczałam, bo powiedzieli mi, że tak naprawdę powinni mnie zwolnić. Ponownie się zaangażowałam i dostałam kopa w 4 litery. I znów okazało się, że całe moje dotychczasowe doświadczenie zawodowe i wykształcenie, nie jest istotne. Dlatego kiedy zobaczyłam, że rusza kolejna edycja kursów na instruktorów Fitness Aerobic, nie wahałam się i zapisałam się. I tak oto zaczynam kolejną przygodę swojego życia w dniu dzisiejszym czyli 7 lutego 2015 roku. Jeśli dobrze pójdzie, to już na koniec miesiąca będę mogła uczyć każdego rodzaju zajęć. Zapytacie pewnie, co jest moim sukcesem, bo przecież nie wiodło mi się najlepiej? Dla mnie sukcesem jest to, że postanowiłam zrealizować marzenia i nie bałam się zaryzykować. Zwłaszcza, że wiele osób mówiło: "podziwiam cię, chciałaś zostać instruktorem i nagle z dnia na dzień się nim stałaś. Ja bym się nie odważyła". I to właśnie ta odwaga i wzięcie sprawy w swoje ręce jest dla mnie największym sukcesem.

Co dalej? Mam nadzieję, że własna działalność w takim zakresie, w którym będę chciała :) Być może niedługo spotkamy się na jakimś maratonie, który zorganizuje? Czas pokaże, ale w końcu mam siłę do działania.

Post powstał w ramach projektu "Mój największy sukces" autorstwa Po sukces na szpilkach

P.S. Jeśli wytrwaliście do końca, podziwiam Was ;)

4 komentarze:

  1. Świetna historia! Jestem pod wrażeniem Twojej determinacji. Bardzo się cieszę, że to opisałaś, niech będzie to przykładem dla innych!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :* Pewnie gdyby nie twoja akcja, to pewnie nigdy bym nie napisała tego posta :)

      Usuń
  2. trafiłam na Twój blog dzięki akcji. :)
    spełnienie swoich celów to największe sukcesy! gratuluję, że pomimo trudnej sytuacji życiowej nie poddałaś się i zawalczyłaś o lepsze życie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję bardzo za miłe słowa :) Mam nadzieję, że będziesz też częściej zaglądać na bloga :)

      Usuń