czwartek, 9 stycznia 2014

Jak się pozbyć złych nawyków?

Zostaniemy trochę w temacie postanowień noworocznych, bo to o czym chcę Wam dzisiaj napisać wiąże się ze zmianami, jakie pragniemy zaprowadzić w swoim życiu. Dzisiaj opowiem Wam jak się pozbyć złych nawyków.



Po pierwsze: musimy bardzo chcieć zaprowadzić zmianę w sobie samych. Przy odpowiedniej sile woli będzie nam znacznie łatwiej porzucić te przyzwyczajenia, które wiemy, że są dla nas szkodliwe albo irytujące. 
Po drugie: musimy postarać się znaleźć źródło danego złego przyzwyczajenia. 
Po trzecie musimy zastanowić się jak możemy z tym walczyć. 
Po czwarte warto znaleźć sobie kompana, albo osobę pilnującą nas.
Po piąte: musimy być cierpliwi i wytrwali. 

A teraz przykład mojej walki abyście wiedzieli o co mi chodzi. 
Moim złym przyzwyczajeniem jest zamiłowanie do fast foodów. Uwielbiam je! Zwłaszcza kuchnie chińską. O ile do Mc'Donaldsa zdarza mi się zajrzeć raz na 3 lata (serio mówię) o tyle chińszczyzna czy pizza to już dla mnie większy problem. Cały czas walczę z tym nałogiem i staram się motywować do tego siebie samą. Jak więc wygląda moja walka?
O tym, że mam problem z fast foodami zorientowałam się, gdy zaczęłam prowadzić bardzo dokładny dziennik wydatków czyli od 2009 roku, kiedy to wyprowadziłam się od rodziców na swoje. Na bieżąco nie widzi się tego, ale gdy po jakimś czasie zajrzy się do takiego spisu okazuje się, że nie jest tak wesoło. Okazało się, że rocznie, razem z moim mężem (wtedy jeszcze po prostu chłopakiem ;) ) potrafiliśmy wydać nawet 1000 zł rocznie na śmieciowe żarcie. Gdy podliczyłam te wydatki był to dla mnie szok! Przecież fast food jest raczej tani. Ale przy moich ówczesnych zarobkach ta kwota stanowiła połączenie przynajmniej 2 moich pensji. To był pierwszy czynnik, który zmotywował mnie do porzucenia fast foodów. Drugi był aż oczywisty: skoro ciągle się objadałam nimi to naturalnie przytyłam. I to prawie 10kg. Przestałam się mieścić w swoje ciuchy i wyglądałam wprost okropnie. Do tego jeszcze czułam, że z moim zdrowiem dzieje się coś niedobrego. 
Po połączeniu tych 3 rzeczy stwierdziłam, że muszę powiedzieć sobie "stop" i coś z tym wreszcie zrobić. Najpierw starałam się zrozumieć dlaczego tak bardzo lubię fast foody? Bo nie muszę ich przyrządzać, bo w wielu przypadkach wystarczy że zadzwonię i dostaję jedzenie do domu, bo są smaczne, bo wielu dań kuchni chińskiej bym nie umiała sama przyrządzić, bo są tanie i są wszędzie. Znalazłam więc źródło mojego problemu: moje lenistwo. Ich dostępność była tak kusząca, że to przecież grzech nie skorzystać. A ja przecież wracałam zmęczona z pracy i po zajęciach, po całym dniu poza domem bez ciepłego posiłku. W końcu postanowiłam, że przy moich marnych zarobkach i chęci schudnięcia trzeba z tym skończyć. I tak naprawdę moja walka z uzależnieniem zaczęła się dopiero w połowie zeszłego roku. Moją motywacją był ślub i chęć nie kupowania kiecki większej niż mój normalny rozmiar. Moim kompanem do walki był mój mąż. Na początek, żeby nie zastosować aż tak drastycznych środków postanowiliśmy ograniczyć się do jednego fast fooda na miesiąc. I to był bardzo dobry pierwszy krok do rzucenia nałogu. Cieszyłam się bardzo z każdego kolejnego dnia bez potrzeby kupowania. Moją dobrą passę przerwała impreza u kolegi, który zamówił pizzę. Ale wtedy uświadomiłam sobie, że od mojego ostatniego fast fooda minęło półtora miesiąca. Byłam tak dumna z siebie, że poczęstowałam się tylko jednym kawałkiem pizzy i to mi wystarczyło. Jak się okazało mam silną wolę. Dodatkowo od października chodzimy na siłownię przynajmniej 2 razy w tygodniu. Bez fast foodów i słodyczy bardzo szybko zauważyłam zmiany jakie zachodzą w naszych sylwetkach. Po prostu byłam z siebie dumna, że umiem walczyć z czymś, z czym na początku nie chciałam. Ale tak bardzo chciałam schudnąć i nie czuć się spuchniętą, że było to silniejsze od apetytu na śmieciowe żarcie. Najlepszą nagrodą są efekty i one się u mnie pojawiły. Nie będę wspominać o zaoszczędzonych pieniądzach, które zostały na koncie moim a nie jakiegoś pracownika fast foodu ;)
Tak samo jak obgryzałam paznokcie, mój mąż powiedział kiedyś, że chciałby żebym miała piękne dłonie i teraz nie mam żadnego nawyku gryzienia paluchów, a do tego wszyscy mi mówią, że mam piękne paznokcie.
Dlatego warto walczyć ze złymi nawykami i starać się jak najmocniej. Będzie warto - naprawdę. 
A wy jakie macie sposoby na walkę ze złymi nawykami?

Już w sobotę kolejny post - tak jak co tydzień tematyka związana z organizacją i wystrojem wnętrz. Zapraszam! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz