sobota, 16 maja 2015

30 dniowe wyzwanie

Po jednych z ostatnich zajęć podeszła do mnie uczestniczka i zapytała, czy może zostać jeszcze 3 minuty, bo ma do zrobienia challenge. Zgodziłam się i zapytałam jaki challenge. W odpowiedzi usłyszałam, że na facebooku jest takie wydarzenie, gdzie każdego dnia robi się przez określony czas plank i squaty, a każdy kolejny dzień zwiększa ich liczbę. I wtedy naszła mnie pewna refleksja ...




Czy wyzwania internetowe są nam potrzebne?


Otóż okazuje się, że tak. Wiele osób tworzy na portalach społecznościowych wydarzenia, których celem jest uzyskanie smukłej sylwetki w 30 dni. Ogarnięci obsesją odchudzania dołączamy do nich i już widzimy się za 30 dni z super jędrnymi pośladkami. A że złożyliśmy publiczną deklarację, że wykonamy to zadanie, przystępujemy do jego realizacji. No bo jak to dołączyć i nie wykonać tak prostego zadania?

Zagrożenia

 

Jako instruktor fitness, który dba o bezpieczeństwo swoich podopiecznych,nie mogłam dziewczyny zostawić samej na sali i nie chciałam. Od samego początku zobaczyłam, jak po godzinie zajęć jej ciało jest już zmęczone i jak ledwo wytrzymuje pod własnym ciężarem. Prawidłowa technika to klucz do sukcesu. Bez niej żadne ćwiczenie nie przyniesie efektów. W plankach bardzo ważne jest, aby głowa, plecy i pupa były w jednej linii. Wbrew pozorom to bardzo proste ćwiczenie wymaga od nas niemałego wysiłku. Dlatego już po 5 sekundach zauważyłam, że dziewczyna zaczyna podnosić pupę. Skorygowałam ją, a jej ciało zaczęło drżeć jeszcze bardziej. Wytrzymała minutę, którą miała wytrzymać, ale nie chce wiedzieć, jak bardzo ją wszystko bolało. Gdy skończyła powiedziała "Nie wiem jak ja ostatniego dnia wytrzymam 4 minuty".

I to był dla mnie moment przełomowy, w którym stwierdziłam, że muszę podzielić się swoją refleksją na ten temat i powiedzieć głośno: jeśli twoje ciało nie jest przygotowane na duży wysiłek, nie rób tego! Na wszystko przyjdzie czas i pora. Każdy, kto trenuje pod okiem trenera personalnego wie, że kluczem do sukcesu jest systematyczność. Ćwicząc raz w tygodniu nie mamy co liczyć na to, że po 2 tygodniach będzie podnosić większe ciężary. Nie ma takiej możliwości! Obciążenie, ilość powtórzeń czy też czas wykonywania ćwiczenia zwiększamy stopniowo dostosowując do swoich umiejętności i siły. To, że jednego dnia udało ci się wytrzymać minutę, nie oznacza, że drugiego dnia wytrzymasz dłużej. Gdy nie byłam jeszcze instruktorem, a trener układał dla mnie trening powiedział mi, że jak obciążenie przestanie mnie męczyć, to mam je zwiększyć, ale dopiero po odpowiednim czasie. Nie powiedział, że pojutrze będę podnosić 5 kilogramów więcej - na to ja i moje ciało musimy być gotowi. Jeśli mi nie wierzycie to zastanówcie się, czy Pudzian od razu podnosił samochody czy zaczynał od pustego gryfu, na który dokładał coraz cięższe talerze?

A co się stanie, jeśli nasze ciało nie będzie przygotowane na taki wysiłek? Odpowiedź jest bardzo prosta: nabawimy się bolesnych kontuzji, które opóźnią realizację naszego celu. Czy warto się tak poświęcać, odpowiedź zostawiam każdemu z osobna, chociaż dla mnie ona jest oczywista. Zamiast udowadniać światu, że w 30 dni potrafimy się motywować, a potem wszystko zostawimy, lepiej ćwiczyć regularnie i przyczynić się do tego, że osiągane przez nas efekty będą trwałe, a nie chwilowe.

Oczywiście inaczej wygląda sprawa, jeśli jesteśmy bardzo aktywni, a takie wyzwanie stanowi uzupełnienie regularnych treningów. To jednak jest tylko potwierdzeniem tego, co wcześniej napisałam: nasze ciało musi być gotowe na taki wysiłek. Pamiętajmy jednak, że do każdego ćwiczenia należy przystąpić po rozgrzaniu mięśni.

Jestem bardzo ciekawa, co wy sądzicie o takich wyzwaniach. Bierzecie w nich udział? Wytrzymujecie 30 dni czy rezygnujecie w pewnym momencie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz